wszelkie ograniczenia związane z "bilansowaniem" się wydatków, czyli "oglądalnością" , czyli to, co nazywamy "hollyłódzkością" tracą znaczenie w utalentowanych rękach ludzi mających coś do powiedzenia. Podobne zjawisko miało miejsce w przypadku Mozarta i formy sonatowej, ponoć już wówczas zużytej. Lecz nie dla Mozarta, który powiedziałby , co miał do powiedzenia w każdej formie, bo talent wytrzymuje opresję formy nadając jej swój własny sens i znaczenie. Filadelfia jest hollyłódzka, ale zapominamy o tym przy antyhollyłódzkiej piosence Springsteena już na otwarciu filmu. A potem zapominamy o wszystkim.